Romeo i Julia w wersji międzykulturowej. Klimat trochę jak w "Przełamując fale", zwłaszcza hermetyzm lokalnej społeczności. Walijskie miasteczko w początkach XX w. Niełatwa miłość pomiędzy chrześcijanką a żydem. Właściwie nic nadzwyczajnego.
A jednak czasu przeznaczonego na obejrzenie tego filmu nie żałuję. Było kilka ładnych scen miłosnych, opowieść, mimo niemal archetypowości bohaterów, angażowała uwagę, a zaciemnione kadry dobrze oddawały atmosferę uliczek i zaułków walijskiego miasteczka. I chyba właśnie klimat jest największym atutem tego obrazu, bo sama historia sprawia wrażenie, jakby wyszła spod sztancy scenariusza na dramat miłosny z konfliktem w tle.